Magazyn FotoIndex

środa, 27 maja 2009

Igor Pisuk

Łódź, 2008 roku


Łódź, późne popołudnie. Spaceruję bez celu. Zaczyna męczyć mnie brud, kurz, wulgarność na murach, co poniektórych mordach. Czuję, jakby ktoś zaciskał pętle na mojej szyi. Duszę się. Szukam azylu, chwili spokoju. Błądzę. Nagle kamienice zastępują drzewa. Jestem zmęczony. Nie mam wody mineralnej. W gardle susza, papierosy też zrobiły swoje. Chcę wracać do akademika. Powstrzymują mnie ostatnie promienie zachodzącego słońca. Wyciągam aparat - starą poczciwą lustrzankę. Światło pełza po ludziach jak wąż, przedziera się przez gęsto rosnące drzewa. I wtedy dostrzegam tą parę... Natychmiast przy pomocy aparatu wykradam ich intymną, magiczną chwilę. Od razu w mojej głowie pojawiają się sceny z filmów noir, tragiczne historie miłosne, potajemne schadzki, skrzętnie skrywane tajemnice. Patrzę na nich jeszcze przez chwilę, chowam aparat. Wracając do siebie zastanawiam się czy powiększenie da jakąś odpowiedź, cokolwiek.

Igor Pisuk - rocznik 84, ur. w Bielsku - Białej. Student PWSFTviT w Łodzi. Najbardziej ceni fotografię o charakterze dokumentalnym. Wciąż wierny tradycyjnym materiałom światłoczułym.

wtorek, 19 maja 2009

Marcin Piechota - Aconcagua



Aconcagua 6962 m.n.p.m., 24 grudnia, 2006 roku

Swój worek ciemniowy straciłem w trakcie podejścia do bazy. Wiatr mi go zabrał po wymianie papieru w puszce.

Ze względu na brak worka, papier do tego zdjęcia został zmieniony w śpiworze w nocy z 21/22 grudnia, w bazie na 5500mnpm. 22 grudnia przenieśliśmy obóz na 5900mnpm. Oprócz nas, w obozie była szóstka Norwegów. Mieli łączność z bazą i mieli prognozę pogody: załamanie na najbliższe trzy dni. My mieliśmy jedzenie jedynie na trzy dni, czyli na przetrzymanie załamania, ale nie na zdobycie szczytu, więc postanowiliśmy zdobywać szczyt w trakcie załamania następnego dnia. Norwegowie natomiast, ze względu na samolot, nie mieli więcej czasu i także chcieli zdobywać szczyt. Oni postanowili wyjść o 5:00 my o 7:00. W nocy wiatr szarpał namiotem... 24 grudnia wyszliśmy ostatecznie o 7:10. Na wysokości 6600 przed żlebem Canaletta dogoniliśmy Norwegów. Podjęliśmy naradę czy idziemy.
Nie czuliśmy stóp. Włożyliśmy do skorup pady ogrzewające stopy, zjedliśmy coś i postanowiliśmy zaryzykować. Widoczność spadła do kilkunastu metrów. Tymczasem Norwegowie zdążyli gdzieś zniknąć w chmurze.
Gdy zaczęliśmy wychodzić żlebem zobaczyliśmy że schodzą... wycofali się. Na grani podobno tak wiało, że bali się zaryzykować. My na to: „No risk no fun”. Poszliśmy w górę żlebu Canaletta. Normalnie idzie się prawą stroną. Wiedzieliśmy, że wtedy wyjdziemy na grań i nas zdmuchnie. Postanowiliśmy iść lewą stroną żlebu, by ścianą wyjść prosto na szczyt. Byliśmy trochę osłonięci od wiatru. We mgle do końca nie wiedzieliśmy czy wybraliśmy dobrą drogę. Nagle! Szczyt, szczyt! Aconcagua 6962mnpm. Wyciągnąłem pinhola, aparat zmierzył światło :-) położyłem się na puszcze bo wiało... -20 stopni Celsjusza i wiatr 120 km/h, 30 sekund naświetlania. Schowałem puszkę. Papier zmieniłem dwa dni później, dopiero w bazie na 4300mnpm. Taka historia tego zdjęcia.

Marcin Piechota - kiedyś perkusista grający z różnymi składami po krakowskich knajpkach, obecnie stateczny doktorant w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie.

czwartek, 7 maja 2009

Michał Warda



27/10/2006 Warszawa. Obchody 60-lecia UNICEF-u, Gala charytatywna "Jeden świat dwa oblicza" w hotelu Viktoria

Po przybyciu na miejsce zdumiał mnie rozmach i przepych z jakim wydano kolację dla "znanych i szanowanych" przedstawicieli świata filmu i muzyki. Cały wieczór szukałem okazji, by podkreślić jak wielką bzdurą jest ta impreza.

Michał Warda - freelancer, członek teamu WhiteSmoke Studio przemycającego do polskiej fotografii ślubnej reportaż "na poziomie" ;-) Z fotografią związany od zawsze - miłośnik streeta.